poniedziałek, 9 lutego 2015

Zimowe igraszki.

Nie mogłam usiedzieć na miejscu w ponurym mieście i ruszyłam na poszukiwanie śniegu. Początek wyprawy nie zapowiadał pięknych widoków.
Jakieś rachityczne resztki ukryte w krzakach.

Na szczęście im bliżej gór, tym piękniej.


 
 
 
 


Śniegu co prawda niezbyt dużo, ale wystarczyło, żeby zamoczyć buty.





Mąż się tak rozochocił, że próbował zrobić mi na głowie bałwanka.


 
 


Najpiękniejsze zimowe widoki z góry szybowcowej w Jeżowie Sudeckim.











Bardzo przyjemnie było siedzieć w słoneczku i popijać gorącą kawę.





Każdy bawił się najlepiej jak potrafił. Koty widocznie poczuły w powietrzu powiew wiosny, bo zalecały się do siebie bardzo mocno. Jeden hipnotyzował drugiego i przez długą chwilę stały nieruchomo jedynie mrucząc.




 W pewnym momencie zwątpiłam czy to są zaloty, czy raczej bitwa o terytorium. Wystraszony czarnulek w pewnym momencie odwrócił się z podwiniętym ogonem i ostrożnie kroczek, za kroczkiem zaczął uciekać.




Przykucnął w swoim kącie i od czasy do czasu, bardzo ostrożnie, zerkał do tyłu. Rudziaczek natomiast, bardziej pewny swojej przewagi, ustawił się w pozycji gotowej do natychmiastowego ataku. Kocie igraszki zakończyły się głośnym wrzaskiem w pobliskich krzakach, aż futerka fruwały w powietrzu. Dziwna ta kocia miłość :)

 
 
Mieliśmy też okazję pokibicować paralotniarzom. Nawet im trochę zazdroszczę cudownych widoków z góry.
 





Wreszcie, po kilku próbach, odfrunęli, a raczej stoczyli się z górki. Wiatr był niestety zbyt słaby, dlatego po chwili wdrapali się z powrotem na szczyt.





My już nie czekaliśmy na ich kolejne próby, bo nie chcieliśmy wracać do domu o zmroku.


 
 
Jeszcze ostatni rzut oka na górki i mam nadzieję, że kolejnym razem zobaczę je w wiosennej scenerii.
 
 
 
 

 
 
 
 
 

czwartek, 5 lutego 2015

Ostatni rzut oka i.....co dalej?

Kiedy tylko odzyskaliśmy samochód, pognaliśmy do centrum, żeby ostatni raz pozachwycać się świątecznym oświetleniem. Ogromna choinka nie robi już takiego wrażenia, jak w grudniu, ale waśnie takie miasto lubię najbardziej.  Migoczące kolorowymi światłami.
 
 
 










 
 
 
W tym sezonie ustawiono nowe ozdoby. Wielką bombkę, przez którą można było swobodnie przejść




 
 
oraz damę w świetlistej sukni, z parasolką.
 
 



Żałuję, że miasto nie może tak pięknie wyglądać przez cały rok. Dlaczego na Wielkanoc nie ustawią gigantycznego zająca, pisanek i kurczaczków, a na Walentynki nie powieszą na latarniach wielkich migoczących serduszek?
Ten czas jest jakiś dziwny. Czuję się jakbym wisiała w próżni. Czas bożonarodzeniowy minął razem z pięknym oświetleniem. Śniegu jak na lekarstwo. Słońce też świeci jakby chciało, a nie mogło. Dzień jest już o wiele dłuższy, ale i tak nie ma co z nim zrobić, bo pogoda wcale nie zachęca do spaceru. Nie uśmiecha mi się patrzeć na łyse drzewa, szare chodniki i zdechłą trawę. Do wiosny jeszcze trochę trzeba poczekać, chociaż bardzo bym chciała żeby była już! Wiosną wszystko  zaczyna się od nowa. Z radością i energią. Sadzi się kwiaty, otwiera okna na oścież, żeby świeżość wypełniła dom. A teraz? Nie jest nawet na tyle zimno, żeby z premedytacją przeleżeć dzień w łóżku, pod ciepłym kocykiem, z książką przed nosem.
Poganiam zatem ten czas po swojemu i przywołuję wiosnę. Kiedy słońce chociaż na chwilę wyjrzy zza chmur, siedzę przy oknie i wypatruje pierwszych pąków na drzewach. Zafarbowałam włosy na rudobrąz, zakupiłam dwie całkiem wiosenne bluzki, a dzisiaj pognałam przyrodę do przodu i przesadziłam storczyki. Mam nadzieję, że to zmusi je wreszcie do kwitnięcia. Przy okazji przeglądam strony ogrodnicze i już planuję kwiaty na balkon. Jeszcze tylko, tłusty czwartek, walentynki, dzień kobiet i......wiosna :)