piątek, 28 marca 2014

Znaki na ziemi i niebie.


 
 
Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że wiosna w pełni. Przy każdej okazji staramy się wyruszać na spacery i chłonąć w zachwycie świat. Oczywiście wyścig z ławkami trwa. Ostatnio dla podniesienia poprzeczki, mąż zaproponował, żebym dotarła do tej samotnej ławki na środku jeziora. Oznajmiłam, że aż takim chojrakiem nie jestem, a tym bardziej kaczką :))
 
 
 
 
 
 
 

 
 
Wiosna zachęca do nowych wyzwań, a przede wszystkim do obudzenia się ze snu. Nie tylko zimowego, ale i życiowego. Jest czas na marazm, na smutek, ale wreszcie trzeba się z niego otrząsnąć i ruszyć do przodu. Poszukać radości, sensu i nowego marzenia. Ja bez marzeń usycham. Nie lubię zawieszenia w próżni lub oglądania się za siebie. Z niecierpliwością czekam na nowe zmiany i postanowiłam, że będą tylko i wyłącznie przyjemne :). Czasami chciałabym sięgnąć do chmur, jak Ci podniebni wędrowcy, których drogi tak licznie się krzyżują na wiosennym błękicie. Wziąć głęboki oddech, zatrzymać gonitwę myśli i tylko wisieć w powietrzu w cudownym błogostanie. Pozwolić żeby wszystko działo się bez najmniejszego wysiłku z mojej strony.
 
 
 

 
 

poniedziałek, 24 marca 2014

I przejdą deszcze....

 Deszcz jak siwe łodygi, szary szum,
a u okien smutek i konanie.

 
Taki deszcz kochasz, taki szelest strun,
deszcz - życiu zmiłowanie.
......
 
 
 
.......
I stojąc tak w szeleście szklanym,
czuję, jak ląd odchodzi w poszum.
Odejdą wszyscy ukochani,
po jednym wszyscy - krzyże niosąc,
a jeszcze innych deszcz oddali,
a jeszcze inni w mroku zginą,
staną za szkłem, co jak ze stali,
i nie doznani miną, miną...
......
 



                                                                               ..........
Nie pokochany, nie zabity,
nie napełniony, niedorzeczny,
poczuję deszcz, czy płacz serdeczny,
że wszystko Bogu nadaremno.
Zostanę sam. Ja sam i ciemność.
I tylko krople, deszcze, deszcze,
coraz to cichsze, bezbolesne.
 
                             K.K. Baczyński




Wczoraj, mimo ulewnego deszczu wyruszyliśmy na spacer. Chcieliśmy przewietrzyć głowy, po sobotnim pogrzebie osoby, która odeszła po wieloletnim zmaganiu się z chorobą. Idąc wśród zalanych deszczem drzew, snuliśmy rozważania na temat życia i śmierci. Na temat cierpienia i jego znaczenia. Czy jest ono tak naprawdę potrzebne, czy może bez niego da się żyć? W końcu człowiek ma niezbywalne prawo do szczęścia. No tak, ale czy bez istnienia chorób i innych problemów, byłby w stanie dostrzec szczęście i docenić zdrowie? Czasami myślę, że gdybym była zupełnie zdrowa frunęłabym przez życie, jak lekkoduch. Nie zastanawiałyby mnie ważne kwestie. Nie zadawałabym sobie trudnych pytań i nie szukała drogi i rozwiązań. Tylko dlaczego dopiero cierpienie skłania ludzi do refleksji? Czyjaś śmierć każe nam przystanąć na chwilę chociaż i pomyśleć o tym, co można zrobić jeszcze w swoim życiu. Coś fajnego, dobrego i wartościowego, żeby nie żałować, że się nie zdążyło. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.....

                                             



poniedziałek, 17 marca 2014

Mam taki plan.


To jest moje ulubione miejsce spacerów. O każdej porze roku. Lubię iść wzdłuż jeziora i wdychać zapach wody i pozwalać żeby nisko wiszące włosy drzew, łaskotały mnie po głowie.



Najbardziej jednak lubię to miejsce, bo jest tu dużo ławek. I tak sobie idę od ławki do ławki. Posiedzę, popatrzę na jezioro i kaczki i idę dalej, jeżeli oczywiście mam siłę. Mam taki bardzo śmiały plan, że pewnego dnia przejdę od pierwszej do ostatniej bez odpoczynku. Do tej pory bywało różnie. Nawet tak, że już przy drugiej byłam zmęczona i zasapana i mąż musiał podjeżdżać po mnie samochodem. Teraz dystans wydłużyłam już do piątej i chociaż słabiutko i ledwo, ledwo, ale wracam z powrotem. Nie mogę się doczekać, kiedy przejdę całą trasę i sama sobie odśpiewam hymn zwycięstwa :). Nie mogę się też doczekać, kiedy ogołocone z gałęzi drzewa, na nowo wypuszczą zielone listki i znowu zarosną ścieżkę długimi grzywami. Myślę jednak, że to nastąpi znacznie później niż mój spacerowy sukces :)


 
 
Lubię też patrzeć na ptaki, które powróciły po zimowej przerwie. Robią dużo zamieszania, jakby chciały zmusić nawet drzewo do fruwania. Czasami chciałabym być takim ptakiem. Unosić się swobodnie w przestworzach i bujać w obłokach. Mieć w sobie lekkość i żadnego problemu z poruszaniem się. Żeby moje ciało nie było sztywne, jak konary tych drzew i zamiast chwiać się niepewnie na słabych nóżętach, przefrunąć nad wszystkimi przeszkodami. Skoro jednak nie jestem ptakiem, muszę trenować sumiennie, odliczając kolejne ławki.
 
 


 
 
 
 
 
 
 
 

 
 
 
 

 
 
 

wtorek, 11 marca 2014

Mistrz jednej fotki.

Od jakiegoś czasu biorę udział w konkursie fotograficznym u Darka. Moje interpretacje tematu nie powalały do tej pory na kolana. Oj nie :). Postanowiłam więc podejść do zagadnienia z innej strony. Kolejny temat "nic nie może przecież wiecznie trwać.." wywołał oczywiście masę skojarzeń. Obawiałam się jednak, że kolejny raz z tej całej masy nie wybiorę właściwego zdjęcia. Oświecenie nastąpiło w nieoczekiwanym momencie i miejscu. Niektórzy lubią tam czytać książki, bo mają chwilę tylko i wyłącznie dla siebie. Innych zaś nachodzą różne refleksje lub rozwiązania dylematów. I tak oto zrodził się pomysł na interpretację zadania fotograficznego. Wiele rzeczy w życiu się kończy. Mniej lub bardziej boleśnie. Wielu uznało, że koniec papieru toaletowego, w najmniej odpowiednim momencie, jest jednym z boleśniejszych doznań. Dlatego moja fotka wygrała tę rundę :)







Nie poprzestałam jednak na fotografowaniu toalety. Mam w zanadrzu kilka wiosennych zdjęć, ale o nich będzie potem :D

poniedziałek, 10 marca 2014

Dla wszystkich mężczyzn.



Dla wszystkich mężczyzn, którzy czasami mają bardzo ciężkie życie z nami kobietami. Życzę samych wspaniałości w dniu dzisiejszym, a przede wszystkim szczęśliwej kobiety u boku, bo to rekompensuje wszystkie trudy :).



 
 
 
I wyjątkowo dzisiaj błogiego lenistwa przed telewizorem :)

sobota, 8 marca 2014

Dzień Kobiet lalalalalala

 
 


Dzisiaj zamierzam tylko leżeć na kanapie i pachnieć :) Była już kawusia i śniadanko prawie do łuzia. Prawie, bo pierwszy gość wygonił mnie z pieleszy i postawił na baczność :) Jedyne, co dzisiaj muszę, to ładnie wyglądać, przyjmować życzenia i bardzo chętnie takie kwiatki. I to mi bardzo odpowiada po bardzo stresującym tygodniu. Wszystkim kobitkom życzę udanego święta, dużo radości i zasłużonego lenistwa.




poniedziałek, 3 marca 2014

Roztoczańskie księżniczki.


W związku z "ostatkami", przypomniała mi się impreza nad stawem w Roztoce. Impreza, w której niestety nie wzięłam udziału, ku niezadowoleniu organizatorek. W czasie, kiedy siedzieliśmy z mężem nad stawem i podziwialiśmy z jednej strony pałac, a z drugiej kościół, kilka ławek dalej w najlepsze trwał piknik. Po jednej stronie stawu roztoczańskie księżniczki, a po drugiej książęta. Przekrzykiwali się nawzajem i robili konkurs śpiewu piosenek biesiadnych. Z tym, że księżniczki wiodły prym, chyba nie tylko w śpiewach, ale i wypitym alkoholu. Całkiem dobry sposób na rozgrzewkę w jesienny dzień. Kiedy zjedliśmy kanapki, mąż poszedł po samochód. W tym czasie księżniczki podniosły się z ławki i co? Oczywiście przysiadły się do mnie. Bełkotliwie się przywitały i zaczęły wyciągać z koszyka butelkę wódki. Były bardzo zawiedzione, że odmówiłam i stwierdziły z żalem, że one takie fajne, a nikt nie chce się z nimi napić. Starsza z nich (była chyba około 70-ki), wykazywała ogromną żywotność i cały czas zadawała mi pytania, a ja modliłam się, żeby mąż już przyjechał. Kiedy wsiadałam do samochodu, krzyczały za mną życząc dużo zdrowia i miłości i....w ogóle wszystkiego naj. Przez całą drogę mąż śmiał się ze mnie i dziwił, że nie chciałam kielicha :).



 
 
Roztokę zapamiętam chyba na zawsze, nie tylko ze względu na imprezkę, ale i zabytki. Pałac z XVI wieku robi ogromne wrażenie. Powstał jako dwór o charakterze obronnym, a w XVIII wieku został rozbudowany na barokową rezydencję rodu von Hochberg. W 1945 roku został przekazany w ręce PGR i oczywiście powoli niszczał. Najbardziej są zrujnowane budynki gospodarcze, bo jak to w bywało w PGR, nikt specjalnie o nic nie dbał. W tej chwili jest w rękach prywatnych i zabezpieczony czeka na lepsze czasy.
 
 




 
 


 
 
 


 
 
Kościół powstał w XIX wieku i początkowo był świątynią ewangelicką, a w ręce katolików przeszedł w 1945 roku.  Zachwycił nas architekturą, a najbardziej kunsztownie zdobionym portalem.