czwartek, 11 kwietnia 2013

Moja droga asfaltowa














Zawsze uwielbiałam jeździć samochodem. Taksówka to był dla mnie super sprzęt. Każda niezależnie od marki pachniała, była cichutka, wygodna i wręcz unosiła się nad ulicą, no po prostu rarytas. Kiedy byłam małą dziewczynka jęczałam na przystanku, że nie doczekam się na autobus i w międzyczasie rozchoruję się poważnie z nudów albo umrę ze zmęczenia, no chyba, że zamówimy taksówkę, to mogę jeszcze pożyć łaskawie.
 Jako dorosła osoba zżymałam się, kiedy musiałam korzystać z pomocy i być podwożona w różne miejsca. Postanowiłam, że zrobię prawo jazdy i zakupię samochód. No i jak postanowiłam, tak… Zaczęły się schody. Szkoły nauki jazdy nie miały na stanie aut specjalnie dostosowanych dla osób niepełnosprawnych. Najlepiej było najpierw zakupić takie auto i na nim robić kurs i zdawać egzamin. Z braku funduszy udałam się do PFRON-u, który w ramach programu PEGAZ w dużej mierze refundował taki wydatek. Wszystko by było fajnie, gdyby nie fakt, że refundacja dotyczyła osób, które posiadały już prawo jazdy. No i co?! Śmiać się, czy płakać?!
Pełna determinacji zacisnęłam zęby, wzięłam tatulka pod mankiet, jego starego fiata 125P i pojechaliśmy na bezdroża trenować. Kiedy moimi częściowo bezwładnymi stopami poczułam, że wszystkie tzw.pedały są mi przyjazne i mogę je wciskać siłą całej nogi, świat stanął przede mną otworem!! Samochody całego globu witajcie, ruszam do ataku!! Przez egzamin teoretyczny przefrunęłam wręcz. Gorzej było z manewrami. Zaciskając zęby, znosiłam wrzaski egzaminatora, kiedy wysyłał mnie, co chwila do domu ćwiczyć ręce, bo nie miałam siły, żeby porządnie zaciągnąć ręczny albo kręcić kierownica bez wspomagania. Miałam to w nosie, łzy w oczach, ale niedługo potem prawo jazdy w ręce. Nowe, pachnące i całkiem własne! Później idąc za „dobrymi” radami zakupiłam za grosze całkiem pełnoletnie, bo aż 18-sto moje pierwsze auto. Intuicyjnie czułam, że robię źle, ale bardziej doświadczeni twierdzili, że szkoda dla mnie nowego, bo zaraz je zarysuję, wgniotę, stuknę, puknę. Po kilku miesiącach ciągłych napraw, zeskrobywania rdzy i włażenia przez bagażnik, bo zamki w drzwiach się psuły wywaliłam go na złom. W zamian, ze zniżką i na raty zakupiłam nowego, pachnącego, cichutkiego i arcy wygodnego niebieskiego fiacika.

Po pierwsze zniechęciłam się do korzystania z pomocy wszelkich organizacji.

Po drugie nauczyłam się słuchać własnej intuicji a nie podpowiedzi „mądrzejszych”, którzy kierują się strachem lub stereotypami (nigdy nie zarysowałam, nie stuknęłam ani nie puknęłam żadnego z moich aut).

Po trzecie mój samochód musi być bezawaryjny, bo nie jestem aż takim himenem, żeby sobie poradzić w razie rozkraczenia na drodze.

I po czwarte. Trzeba marzyć z rozmachem i nie obawiać się, że cos może nie wyjść. Zawsze musi wyjść i kropka!!!    

22 komentarze:

  1. I to jest post o spełnianiu marzeń. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. To była moja pierwsza lekcja, jak spełniać marzenia. Od tamtej pory wiem, że tylko uparte dążenie do celu ma sens. :)

      Usuń
    2. Ma - i to jeszcze jaki!
      Tylko w życiu pełnią jest jego sens.

      Usuń
  2. znajda się ludziska co to skrzydła podcinają i nie koniecznie w złej mierze , ale to faktycznie zaczyna dołować słabych, natomiast MOCNE jednostki mobilizuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ludzie kierują się zazwyczaj tym, co jest dobre dla nich samych i często wydumanymi lękami blokują siebie i innych. na szczęście u mnie to działa na zasadzie przekory. kiedy ktoś mi mówi, że nie powinnam albo nie potrafię, to wtedy zrobię wszystko, żeby udowodnić, że nie ma racji, bo upartym osłem jestem :DDDD

      Usuń
    2. była w moim życiu osoba która blokowała moje poczynania , a ja jak saska pierdoła poddawałam się .Gdy byłam już starą dziewiętnastolatką krzyknęłam weto .Nawet gdy nie jestem pewna że plan mój wypali - otrząsam się niczym struś pędziwiatr ,motywuję siebie: jak to ja nie zrobię??????? i robię....bywa że wynik jest opłakany , jednak rzadziuchno

      Usuń
    3. mój strusiu :) myslę, że najważniesza jest motywacja, a kto nie podejmuje wyzwań nie nabierze doświadczenia. ja byłam dłużej tzw. pierdołą Twoje + 10 lat :)

      Usuń
    4. generalnie i życie pierdoły może wiele wnieść w codzienność .Moim wyzwaniem jest nauka pieczenia ciast ,bij zabij dopa blada .A gdy czytam przepis i słyszę : łatwy to targa mną agresja

      Usuń
    5. mam tak samo :D możemy się za to pocieszyć, że w innych dziedzinach jesteśmy genialne, prawdaż? :DDD

      Usuń
  3. Teraz to pełny podziw. Mnie to przerosło. Chyba faktycznie muszę popracować nad sobą bo w tej pogoni za świętym spokojem zapomniałam że świat lubi walczących. Himenem to może nie jesteś ale kto wie, może jakąś grecką heroiną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lubię walczyć, bo kiedy podejmuję trudniejsze zadania, to te zwyczajniejsze stają się banalnie proste :DD

      Usuń
  4. Jestem pełna podziwu. Naprawdę!
    Niejeden zdrowy człowiek marudzi, że prawa jazdy zrobić nie może, piętrzy problemy itd.
    Też wolę auta nowsze i sprawniejsze, bo na drodze parę razy się rozkraczyłam i nie było to przyjemne.
    Aha, i stukać swoje samochody też już przestałam :)
    Pozdrowienia!


    p.s. byłabym wdzięczna za usunięcie antyspamu, to strasznie utrudnia komentowanie. Nie komentuję na blogach z antyspamem, albo robię to bardzo niechętnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedyś się rozkraczyłam na skrzyżowaniu :))), no jak się rozkraczyć, to na maksa, no nieee :))) zadzwoniłam po męża i obserwowałam reakcje ludzi. mijali mnie, trąbili, machali łapkami, dopiero po jakimś czasie zatrzymał się mężczyzna, który kiedyś w tym samym miejscu się rozkraczył i zepchnął mnie na chodnik. było trochę strasznie, ale ciekawa lekcja o ludziach i życiu :) pozdrawiam i dzięki za sugestie techniczne. nie jestem jeszcze wytrawnym blgerem, ale mam nadzieję, że teraz jest już ok. dzięki i proszę o wskazówki, jakby co :DDDDDD

      Usuń
    2. Kilka razy widziałam takich nieszczęśników, jak stanęli akurat na ruchliwym skrzyżowaniu - wydawałoby się, że tam lepiej, bo wokół są ludzie, ale widzę, że ludzie niekoniecznie oznaczają, że nie jest się samotnym.
      Ważne, że miał kto po Ciebie przyjechać! :)

      Usuń
    3. p.s. no tak to ja mogę komentować! :) Od razu lepiej, spam przeważnie sam wpada do spamu, a jak już wejdzie na bloga, usuwa się go łatwo grupowo z poziomu pulpitu :)
      Powodzenia w blogowaniu!

      Usuń
    4. p.s. mam jeszcze jedną uwagę techniczną, za każdym razem, kiedy publikuję u Ciebie komentarz, dostaję maila z powiadomieniem, że nie dostarczyłam do Ciebie poczty - poszukaj, może włączyłaś potwierdzenia automatyczne komentarzy, to nie jest potrzebne i trochę denerwuje, wyobraź sobie, że zostawiam u Ciebie już trzeci dziś komentarz i muszę za każdym razem coś usuwać!
      Poszukaj co to może być i postaraj się usunąć :)
      pozdrowienia!
      iw

      Usuń
    5. no to mam kolejne wyzwanie, jak mi się nie uda daj znać :) aż do skutku :)

      Usuń
    6. chyba mi sie udało, ale jakby co informuj, przyjmuje każdą poradę :)))

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie pojeżdżę, bo widzę UNACZEJ :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spoko, spoko :) z tego, co mówisz to i tak niezle zasuwasz po swojemu :)))

      Usuń